Maciej Pinkwart, Egipt dla początkujących

Posłowie

 

Renatka i Maciej przy Kolosach Memnona

 

To tylko pobieżny szkic, reportaż z tych kilku egipskich dni i kilkudziesięciu lat zainteresowania tym fenomenem, jaki tworzy rzeczywistość historyczna nad Nilem. Naturalnie, pomijam tu – może tylko na razie – całe wielkie obszary wiedzy, bez której wizerunek Egiptu jest, łagodnie mówiąc, niepełny. Ale początkujący pewno mi darują brak bardziej szczegółowej informacji o panteonie egipskich bóstw i ich wzajemnych skomplikowanych relacjach – jest ich około 700, i mogłoby to trochę potrwać. Nie piszę także ani o staroegipskich teoriach kosmogonicznych, bo znaczna ich część byłaby dozwolona od 18 lat i nie do czytania ani przed jedzeniem, ani przed spaniem. Dla równowagi nie odnoszę się także do teorii kosmo- i egiptogonicznych Ericha von Daenikena, choć jako temat do dyskusji powinny być w zasadzie brane pod uwagę, a nie odrzucane a priori tylko dlatego, że wygłasza je ktoś, kto jest z zawodu hotelarzem. Dziś hotelarze w Egipcie mają więcej do powiedzenia niż balsamiści! Darowuję sobie i Wam zasady przechodzenia na tamtą stronę horyzontu, wraz z zasadami balsamowania i choćby częścią z niezbędnych w tej kwestii modlitw. Nie piszę szerzej o egipskiej architekturze i jej ciekawym rozwoju, o medycynie, klasach i warstwach społecznych, o literaturze prozatorskiej i poetyckiej, o nauce, szkolnictwie, rzemiośle, ogrodnictwie ani o codziennym menu.

Może kiedyś napiszę, a jak nie, to przecież możecie to poczytać w tysiącach dzieł znakomitych znawców Egiptu.

Albo obejrzeć w telewizji, w programach mego ulubionego showmana – Zahi Hawassa.

Choć Giza i Kair z okolicami oraz Luksor, Karnak i Teby Zachodnie z okolicami to absolutnie niezbędna podstawa zaznajomienia się z cząsteczką piękna i tradycji Egiptu, to przecież mam świadomość tego, że do zaliczenia Egiptu choćby na dostateczny na kursie wyższym niż podstawowy, trzeba by było poznać bliżej Aleksandrię, Port Said, Ismailię, Heliopolis, Memfis, Tanis, Suez, Heluan, Sakkarę, Dahszur, Fajum, Asiut, Herakleopolis, Hermopolis, Tell el-Amarna, Abydos, Nagadę, Nag Hammadi, Denderę, Hermontis, Esnę, Edfu, Kom Ombo, Asuan, Elefantynę, File, Abu Simbel. No i oczywiście Szarm el-Szeik. I Synaj. I oazy na pustyni, i Jezioro Nasera, i Park Narodowy Ras Muhammad. I powspinać się po skałach nad Tebami Zachodnimi, gdybym nie był za stary, gdyby nie było tam stanu wojennego i gdyby nie duchy nieodnalezionych jeszcze faraonów.

Ale, oczywiście, można to wszystko obejrzeć w telewizji, bo na pewno to wcześniej czy później pokaże Zahi Hawass.

Tylko, że Egiptu nie da się obejrzeć. Trzeba się tam być, dotknąć, przeżyć - żeby zaklepać osobiście udział w tej nieskończonej sztafecie osób, które zaczynają mieć świadomość tego, że gdyby nie Egipt, nie byłoby cywilizacji, kultury i, prawdę powiedziawszy, wszystko pochłonęłaby pustynia.

Aha, no i nie byłoby nawet programów Zahi Hawassa, choć to się wydaje nieprawdopodobne.

 Na koniec chciałbym wspomnieć moich profesorów, którzy przed laty nauczyli mnie, osobiście, lub przez swoje książki, gdzie i czego szukać w egiptologii: Tadeusza Andrzejewskiego, Elżbietę Dąbrowską, Jadwigę Lipińską, Joannę Mantel-Niećko, Marka Marciniaka, Kazimierza Michałowskiego, Irenę Pomorską, Rudolfa Ranoszka, Stefana Strelcyna, Albertynę Szczudłowską. Większość z nich przeszła już dawno na drugą stronę Pustyni Zachodniej i wędruje po bezkresnych łąkach w słonecznej łodzi Ra. Wszystkim, którzy pokazywali mi drogę do Egiptu, bardzo dziękuję.

 

 

 

 

 

 

 

Dalej

Spis treści