Publikacje Macieja Pinkwarta
Opowiadania pisałem "od zawsze", ale nie traktowałem ich poważnie - ot, jakby to były nieistotne wprawki przed czymś dużym. Aż tu nagle postanowiłem machnąć zestaw opowiadań pisanych bez myślenia o gustach czytelników, tak po prostu dla siebie. Założenie było takie, że jest to 10 tekstów po 20 stron każdy. I kompletnie się nie przejmuję czyjąkolwiek opinią, nawet ortografię stosuję własną... Sam składałem tekst, dobrałem czcionkę, a nawet sam zaprojektowałem okładkę. A opowiadania miały być oczywiście o miłości.
Potem, jak się już to ukazało, prawie wszyscy dopatrywali się w tych tekstach wątków autobiograficznych. Nie ma tam czegoś takiego, choć oczywiście moje - lub czyjeś - życie dawało inspirację, zaczyn czy asumpt do napisania tekstu.
Pierwsze było opowiadanie Monsieur Z. jedzie do Andorry, zainspirowane faktem, że mój przyjaciel Zbyszek Ładygin kiedyś opowiadał mi, jak to maluchem jechał do Chamonix. I cała reszta jest zupełną fikcją. Podobnie z pozostałymi tekstami.
Nie, nieprawda. Pamięć płata figle... Pierwsze było opowiadanie Okno, napisane przed wielu laty, kiedy się z kimś umówiłem i ten ktoś nie przyszedł. Głównie chodziło mi o wspomnienia milanowskie. W opowiadaniu Lutecja prawdziwe są moje pierwsze wrażenia z przyjazdu do Paryża. Tytułowy Denaturalizm jest rzeczywiście autobiograficzny i pokazuje autentyczne wydarzenia (no może prawie autentyczne...) z Pasymia na Mazurach, do którego będąc na studiach jeździłem często z przyjaciółmi, w ramach akcji solidarności międzyśrodowiskowej. Już po publikacji tej książki zajechałem kiedyś, w drodze z Warszawy do Sopotu, do Pasymia i tam na jakiejś dużej, pustej ścianie domu koło kościoła zobaczyłem napis Niech żyje denaturat, co uznałem za osobiste zwycięstwo mojej prozy. W Balu u gubernatora prawdziwy jest Miki Argalacs, ale nieprawdziwe jego stanowisko, prawdziwy hotel Bellevue, w którym kiedyś mieszkałem i prawdziwa historia z porwaniem syna prezydenta Słowacji, ale panienka i miłosne z nią sceny - niestety - wymyślone... Międzynarodowe prawo jazdy pokazuje trochę autentycznej Słowacji i niektóre umiejętności kierowcy, których nie nabyłem na kursach prawa jazdy, bo ich nie uczą, ale sprawy lesbijskich skłonności osoby tam opisanej są tylko fantazją. Pomyłka to konglomerat fikcji osobistych i science fiction, w sosie politycznym. Jocker - to opowiadanie może najbardziej lubię. W początkach 1997 miałem takich kilka miesięcy w życiu, że zafascynował mnie świat estetyki i techniki wideoklipów, wchodziła wtedy w użycie również technika komputerowych programów interaktywnych, były też rozgłośne dyskusje na temat wirtualnej rzeczywistości. Występująca tam kobieta ma jakieś - rodzinne - cechy pewnej mojej dawnej znajomej, ale ona sama siebie w tym nie poznała... Zamek księcia Yorku to fantastyka oparta na realiach ośrodka wypoczynkowego w Halinie koło Wyszkowa, ale takiego oglądanego może przez pryzmat Wniebowstąpienia Konwickiego. No i Poczta elektroniczna, może najbardziej wykoncypowana pod względem filozoficznym opowieść, próbująca odnieść się do ustawicznie towarzyszących ludziom myśli o tym co jest TAM..., jak można oswoić problem śmierci... Inspiracja: no cóż, jechałem kiedyś na Słowacji z Huciańskiej Przełęczy do Mikulasza, ostrymi serpentynami nie schodząc poniżej 80 km/godz, dużym fiatem, ze śpiącym Poldkiem Rajwą na siedzeniu pasażera... I w pewnym momencie doszedłem do wniosku, że może lepiej będzie pojechać prosto i skończyć z tym wszystkim w postaci efektownego bum... Ale był ze mną w samochodzie ten Poldek, mój przyjaciel, dobry i kochany człowiek, który tak się cieszył na zapowiedziane na następny dzień spotkanie z wnukami... Zatem dojechaliśmy spokojnie do następnej trasy narciarskiej, które opisywaliśmy - a niespełniony projekt efektownego bum i to co mogłoby nastąpić potem opisałem z opowiadaniu. Ale tak prawdę powiedziawszy - to był tylko pretekst do przedstawienia całej mojej filozofii ontologicznej, pokazanej to może trochę scjentystycznie, może z odrobiną żartu, ale w sumie dość bliskiej temu, co myślę naprawdę.
14 x 20 cm, 202 strony, okładka czarno-biała lakierowana, Agencja Wydawnicza "Interfart", Zakopane - Łódź 1997,